F E L I E T O N
Z ciekawości vel przewrotności, zawodowego oczytania oraz frekwencji maturzystów w bibliotece, aliści wypożyczeń materiałów w postaci streszczeń a także „bryków”, przyszedł czas na dogłębną analizę arkusza maturalnego 2021. I co? Właściwie to „ciężko powiedzieć” a raczej napisać. Czy z przekonaniem potępiać tudzież eseje pisać. Należy rozważyć autorki „rozważanie”, co ona dowodzi w swej przenikliwości, co ma związek z tekstu dla potomności. Gdyż moda językowa, jak każda inna niczemu przecież nie jest winna. Fakt, czasem jest natrętna jak to w słowotwórstwie bywa, ale nikt już tego nie ukrywa. Czy jest szkodliwa? Trudno o HIPERBOLIZUJĄCĄ wypowiedź na piśmie. W jakim stylu: potocznym czy naukowym? Przecież tylko 170 minut czasu na to. A tu takie dywagacje w formie przepisów na kolację. Czy to nie komiczne? A gdzie były w szkole zajęcia praktyczne? Gdzie poczucie humoru Tatarkiewicza, filozoficzne zapatrywania Woltera i słuszne „słuszności” Kanta? Czytam uważnie i twierdzę z onieśmieleniem, iż potrzebna jest tu NAUKA CZYTANIA ZE ZROZUMIENIEM. Tylko komizm z tej całej sytuacji wynika, że to matura z języka polskiego nie matematyka. Przyswojenie, przywołanie kontekstu i wyjaśnianie – czy był podczas zdalnych lekcji czas na nie? Dopiero Papkin w tej sytuacji sprawę jasno stawia, wprowadza polemikę, podsumuje rozważania, wzmacniając przy tym odwieczną argumentację: sprawdzający egzamin na pewno ma rację. Tak morał z tego wypływa, że frazeologia z języka nie znika, błądzi po „sensach” zdania i ma skłonności do dyskutowania.
A Wam maturzyści dużo szczęścia życzę i zapraszam do biblioteki po mądrości słowa, bo na egzaminie nic się nie uchowa a dorosłym wspominam znane porzekadło: „Zapomniał wół jak cielęciem był” oraz przypominam jak się ze ściągawkami kanapki jadło!
MK 😉